Andrzej Zbierzchowski Andrzej Zbierzchowski
156
BLOG

Marzenia o FJN czyli dlaczego nie Kaczyński

Andrzej Zbierzchowski Andrzej Zbierzchowski Polityka Obserwuj notkę 10

 

Od tragedii 10 kwietnia nie odezwałem się ani słowem (poza komentarzami), bo po pierwsze: Chciałem, aby emocje (moje) opadły a po drugie inni blogerzy napisali tyle ciekawych tekstów, że bez sensu było by próbować dodawać cos tam, gdzie nic dodać ani nic ująć juz się nie da. Teraz jednak, gdy czytam o ewentualnym kandydacie PiS do pałacu Prezydenckiego, którego mamy poznać nazajutrz musze dorzucić swoje trzy grosze, zwłaszcza, iż opinia publiczna naciska, aby dzieło Lecha Kaczyńskiego kontynuował Jego brat - Jarosław. Jestem temu STANOWCZO przeciwny.

Dlaczego?

Z dwóch powodów: Pierwszy i mniej ważny to obecna sytuacja osobista byłego premiera i prezesa PiS. Wiadomo - śmierć brata i bratowej, śmierć wielu przyjaciół, ciężki stan zdrowia matki - Jarosław Kaczyński musiał by być robotem a nie człowiekiem żeby to w niego nie uderzyło a o ile wiem - uderzyło to w niego do tego stopnia, że ponoć miał nad ciałem Lecha rzec: "moje życie się skończyło". I wcale się temu nie dziwię. Bracia Kaczyńscy to był jeden duch w dwóch ciałach, stanowili drużynę, drużynę budząca grozę w jej przeciwnikach. Teraz po śmieci Lecha zwolennicy, ale przede wszystkim przeciwnicy PiS zaczęli naciskać na Jarosława, aby to on wystartował w wyścigu o "sukcesję" po Lechu. Ciekawe? Ano ciekawe. Dlaczego tak się dzieje?

Tu dochodzimy do drugiego punktu, bardziej istotnego. Punktu, o którym wspominał w "Polactwie" RAZ: Wyborcom i politykom marzy się nowy Front Jedności Narodu. Koalicja wszystkich partii, zgoda narodowa, dmuchanie w jedną dudkę. Jak w słynnym kabarecie - "wszyscy dmuchamy we wspólny żagiel". Czyli krótko mówiąc - demokratyczna dyktatura. Idealne status quo pod przykrywką demokracji. Nikt, kto mógłby temu zagrozić nie może otrzymać możliwości zbliżenia się do stołu, na którym toczy się rozgrywka - to jasne. Co jednak ż tymi, którzy juz przy tym stole są? Jak Jarosław Kaczyński?

Niedawno czytałem wypowiedź któregoś z politologów - niewykluczone, że była to profesor Staniszkis, ale głowy nie dam - że sytuacja obecna a więc rząd PO-PSL i pełniący obowiązki tragicznie zmarłego Lecha Kaczyńskiego Bronisław Komorowski to zbyt wiele władzy skupionej w jednej ręce. Owszem, to dużo władzy - ale mniej, niż w rzeczywistości. Pamiętamy, co działo się w latach 2005-2007 kiedy likwidowano WSI, kiedy uchwalano ustawę lustracyjną, kiedy Ziobro dobierał się do zadów prawniczych korporacji, kiedy chciano prześwietlić polski sektor bankowy. Do walki z zagrożeniem ruszyła cała machina - od opozycji parlamentarnej przez sądy (polecam orzeczenia TK w sprawie komisji bankowej i ustawy lustracyjnej) na mediach skończywszy. Kto pamięta ze szkoły jak wygląda trójpodział władzy w państwie demokratycznym? Władza ustawodawcza, stanowiąca prawo, władza wykonawcza, która je egzekwuje, władza sądownicza rozstrzygająca spory. Trzy palce jednej dłoni. W teorii. Jaka była praktyka - widzieliśmy? Bo w praktyce demokratyczny trójpodział władzy wygląda zupełnie inaczej. Jest demokracja, jest korporacyjna władza i jest korporacyjna propaganda chroniąca korporacyjną władze przed demokracją. Oznacza to ni mniej ni więcej tylko to, że osoba niepowiązana z korporacjami, nienamaszczona przez nie nie ma prawa funkcjonować na politycznej scenie. Tym się właśnie różni demokracja polska od "dojrzałych" demokracji zachodnich - u nas na scenie funkcjonują takie osoby jak Kaczyński, jak Ziobro, jak Macierewicz. U nas Lech Kaczyński mógł zostać Prezydentem a Jarosław - Premierem. Co to spowodowało - wiemy? Teraz ci, którzy przez dwa lata wylewali na PiS hektolitry pomyj nagle krzyczą, aby to właśnie Jarosław stawał do walki o prezydenturę nie bacząc na zdarzenia lat ubiegłych i osobisty dramat prezesa PiS. Mówią, że w rekach PO skupiona jest zbyt wielka władza (a wliczając sądy i media jest ona jeszcze większa), ale gry Lech Kaczyński stosował weto do niektórych aktów prawnych podnosił się krzyk, ze Prezydent przeszkadza, że Prezydent nie pozwala rządzić, że sabotuje, że uprawia szkodliwą politykę. I jednocześnie naciska się na Jarosława, aby kandydował. Aby kontynuował pracę brata. Aby "szkodził, wetował, sabotował". Masochizm? Schizofrenia? Psychiatryk?

Bynajmniej.

To logiczna i dobrze zaplanowana operacja, której preludium była akcja "Wawel" - jakoby z inspiracji rodziny Marii i Lecha Kaczyńskich - czytaj: Jarosława. Wawel - mały pryszcz. Jarosław niestety też, bo obecnie jest tylko liderem partii opozycyjnej, dodatkowo pogrążonym w żałobie. Strzelać do niego teraz - nie bardzo, ale jak by został Prezydentem? No, to jest inna rozmowa. Po pierwsze - wszedłby na świecznik ergo stał się łatwym, eksponowanym celem. Po drugie - musiał by wystąpić z PiS a co za tym idzie partia musiała by wybrać nowego prezesa. Kogo widzicie na czele Prawa i Sprawiedliwości? Prawdę mówiąc nie widzę kandydata...

Co więc robić?

Gdyby to ode mnie zależało poszukałbym kandydata na Prezydenta nieco głębiej w partyjnych kadrach. Zdaje mi się, że dobrym kandydatem byłby Paweł Kowal, ale o ile się nie mylę jest on minimalnie za młody, aby mógł ubiegać się o prezydenturę w tych wyborach. Nieważne zresztą - PiS ma w swych szeregach wielu świetnie wykształconych, młodych ludzi, że wspomnę Sławomira Skrzypka - mało kto o nim słyszał a okazało się, że był on wykształcony w USA i w USA, w światowym centrum bankowości praktykował. Ja bym właśnie kogoś takiego szukał - nawet gdyby miał tych wyborów nie wygrać. Kogoś wykształconego, z dobrym wizerunkiem, dobrego dyplomatę, kogoś, kogo ciężko się o cos - oprócz przynależności do PiS - przyczepić. Wygra? Świetnie. Nie wygra? Niech mają swój Front Jedności Narodu, ale nie wtedy, kiedy Jarosław Kaczyński upadnie zmasakrowany przez media i nie będzie wyboru. Niech mają swój wymarzony FJN teraz, niech biorą cała pulę, niech rządza bez przeszkód. My będziemy patrzyli jak im idzie. A Jarosław Kaczyński niech czeka na swój moment, niech się nie spieszy. Jeszcze będzie chwila, kiedy można będzie bez cienia wątpliwości powiedzieć: "To już teraz". Katastrofa 10 kwietnia zasiała ziarno, to, co obserwowaliśmy w okresie żałoby pokazało, ze ziarno padło na podatny grunt. Kandydatura Jarosława tylko by to świeżo obsiane pole zadeptała. Nie ma sensu. Nie teraz. Teraz niech postkomuna ma swój FJN, niech ma swój TPPR. Niech się tym sycą do niestrawności. Niech wzlatują. Im wyżej wzlecą - tym boleśniej upadną. Im więcej zagarną tym łacniej się o to pobiją. Restytucji III RP sam Prezydent i tak nie zapobiegnie, co było widać choćby przy ustawie likwidującej de facto IPN - weto zostałoby odrzucone, TK z pewnością tej ustawy by nie zakwestionował.

Czas gra na nasza korzyść...

O, jakże szybko nastrój prysnął wzniosły! Albowiem w kraju tym zaczarowanym gdzie – jak w złej bajce – ludźmi rządzą osły jakież tu mogą być właściwie zmiany? Tu tylko szpiclom coraz większe uszy rosną, milicji – coraz dłuższe pałki, i coraz bardziej pustka rośnie w duszy, i coraz bardziej mózg się robi miałki. Tu tylko może prosperować gnida, cwaniak i kurwa, łotr i donosiciel... Janusz Szpotański (ok. 1975) Kłamstwo nie staje się prawdą tylko dlatego, że wierzy w nie więcej osób. — Oscar Wilde Madness Of The Crowds - Helloween Sightless the one who relays on promise Blind he who follows the path of vows Deaf he who tolerates words of deception But they who fathom the truth bellow Shout! Shout! The madness of the crowds hail insane The madness of the game Guilty the one with his silent knowledge Exploiting innocence for himself Dangerous he whom our faith was given Broad is the road leading straight to hell Shout! Shout! The madness of the crowds hail insane The madness of the game Dangerous he whom our faith was given Broad is the road leading straight to hell Shout! Shout! The madness of the crowds hail insane The madness of the game „...czasem mam ochotę powiedzieć prawdę, ale to zabrzmi dziwnie, w tej mojej funkcji mówienie prawdy nie jest cnotą, nie za to biorę pieniądze, i nie to powinienem tu robić” Donald Tusk, Przekrój nr 15/2005 Lemingi maszerują do urn Tam gdzie gęsty las, a w lesie kręta ścieżyna kończą się raptownie, zaczyna się ogromne urwisko. Stromy, idealnie pionowy brzeg opada ku skłębionemu morzu parskającemu bryzgami piany i bijącemu wściekle o skały. Nad tą przepaścią siedziały beztrosko dwa lemingi i wesoło majtały nóżkami. - No i widzisz? - mówi jeden - Wiele nas to kosztowało, balansowaliśmy na granicy instynktu i zdrowego rozsądku, walczyliśmy z nieznaną siłą, na naszych oczach tysiące pobratymców runęło w dół ale my nie! Nam się udało! Jesteśmy ostatnimi żyjącymi przedstawicielami gatunku. Jesteśmy debeściaki hi hi hi... Tymczasem nieopodal, uważnie przepatrując knieję, przedzierał się przez gąszcze strażnik leśny Edward - przyjaciel i niezastąpiony opiekun wszystkich leśnych stworzeń. Właśnie usłyszał dziwne popiskiwanie i głęboka bruzda troski przecięła jego ogorzałe czoło. "Pewnie jakieś zbłąkane maleństwa kręcą się tu samotne" - pomyśał - "Czas po raz kolejny udowodnić swą szlachetność - i pomóc w potrzebie!". - Hop hop! - zawołał. Lemingom nie trzeba było dwa razy powtarzać...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka