Andrzej Zbierzchowski Andrzej Zbierzchowski
720
BLOG

Wiele hałasu o nic

Andrzej Zbierzchowski Andrzej Zbierzchowski Polityka Obserwuj notkę 3

Zatrzęsła się prawa strona polskiej sceny politycznej: Mecom sprzedał Presspublikę wydawcy „Przekroju”, Hajdarowiczowi. Oj, co to będzie? Oj, jaki to zamach na wolność słowa? Oj, my biedni, nieszczęśliwi?

Ludzie, uspokójcie się!

Informacje nadpływające, a właściwie „naddreptujące” pantoflowa pocztą mówią, że w redakcjach „Rzeczpospolitej” i „Uważam Rze” będą czystki. Że tytuły te zostaną przeprofilowane na bardziej przyjazne miłościwie nam panującej władzy. Że opcja niepodległościowa utraciła na rzecz postkomunistów swoje ostatnie medialne bastiony.

A ja na to wszystko patrzę i się śmieję, bo zastanówmy się:

Dokonano czystki w mediach publicznych. Zdjęto „Misję Specjalną”. Wywalono Ziemkiewicza z TV. Wywalono Sakiewicza z radia. Potem był Pospieszalski. Janecki i Król zostali szurnięci z „Wprost” a zastąpił ich tam Lis. Jeśli teraz jeszcze z Rzepy wylecą Lisicki, Feusette, Semka i inni to co się stanie?

Otóż moim zdanie stanie się jedno: Nastąpi odpływ czytelników. Taki sam, jak to miało miejsce we Wprost kiedy tytuł wziął w swe światłe rządy Lis. I nawet nie z powodu jakiegoś bojkotu, w żadnym razie. Ot, po prostu: Jest „Polityka”, jest „Newsweek”, jest „Wyborcza”, jest „Przekrój”. Ten ostatni już mocno niszowy. Te tytuły maja swoich czytelników, swój stały „target”. Wachlarz tytułów do których potencjalnie dołączą „Rz” i „URze” jest dość szeroki, ciężko będzie wygospodarować taki kawałek rynku, który dałby wydawcy jakieś rozsądne profity. Moje zdanie jest takie: Jeżeli Hajdarowicz rzeczywiście zamierza przeprofilować dopiero co nabyte medium to najpewniej wywalił 80 milionów złotych w błoto.

Dlaczego?

Bo każdy średnio rozgarnięty szympans wie, że kupić można tytuł, ale nie jego czytelników. A kiedy czytelnicy przekonają się, ze tytuły które dotąd nabywali przestały ich zadowalać zwyczajnie porzucą je, i poszukają sobie czegoś, co lepiej spełni ich oczekiwania. Lisicki, Semka, Feusette czy Ziemkiewicz długo bezrobotni nie będą. Zatrudni ich – a co za tym idzie zapewni sobie pokaźny przypływ klientów inna redakcja. A jeżeli nawet nie, to zostaje Internet który obecnej władzy stoi kością w gardle (tak, tak, to nie początek lat dziewięćdziesiątych, kiedy można było robić nocną zmianę na bezczelnego). Kto będzie chciał znaleźć Ziemkiewicza ten go znajdzie. Kto nie chciał ten i tak Rzeczpospolitej nie kupował.

O, jakże szybko nastrój prysnął wzniosły! Albowiem w kraju tym zaczarowanym gdzie – jak w złej bajce – ludźmi rządzą osły jakież tu mogą być właściwie zmiany? Tu tylko szpiclom coraz większe uszy rosną, milicji – coraz dłuższe pałki, i coraz bardziej pustka rośnie w duszy, i coraz bardziej mózg się robi miałki. Tu tylko może prosperować gnida, cwaniak i kurwa, łotr i donosiciel... Janusz Szpotański (ok. 1975) Kłamstwo nie staje się prawdą tylko dlatego, że wierzy w nie więcej osób. — Oscar Wilde Madness Of The Crowds - Helloween Sightless the one who relays on promise Blind he who follows the path of vows Deaf he who tolerates words of deception But they who fathom the truth bellow Shout! Shout! The madness of the crowds hail insane The madness of the game Guilty the one with his silent knowledge Exploiting innocence for himself Dangerous he whom our faith was given Broad is the road leading straight to hell Shout! Shout! The madness of the crowds hail insane The madness of the game Dangerous he whom our faith was given Broad is the road leading straight to hell Shout! Shout! The madness of the crowds hail insane The madness of the game „...czasem mam ochotę powiedzieć prawdę, ale to zabrzmi dziwnie, w tej mojej funkcji mówienie prawdy nie jest cnotą, nie za to biorę pieniądze, i nie to powinienem tu robić” Donald Tusk, Przekrój nr 15/2005 Lemingi maszerują do urn Tam gdzie gęsty las, a w lesie kręta ścieżyna kończą się raptownie, zaczyna się ogromne urwisko. Stromy, idealnie pionowy brzeg opada ku skłębionemu morzu parskającemu bryzgami piany i bijącemu wściekle o skały. Nad tą przepaścią siedziały beztrosko dwa lemingi i wesoło majtały nóżkami. - No i widzisz? - mówi jeden - Wiele nas to kosztowało, balansowaliśmy na granicy instynktu i zdrowego rozsądku, walczyliśmy z nieznaną siłą, na naszych oczach tysiące pobratymców runęło w dół ale my nie! Nam się udało! Jesteśmy ostatnimi żyjącymi przedstawicielami gatunku. Jesteśmy debeściaki hi hi hi... Tymczasem nieopodal, uważnie przepatrując knieję, przedzierał się przez gąszcze strażnik leśny Edward - przyjaciel i niezastąpiony opiekun wszystkich leśnych stworzeń. Właśnie usłyszał dziwne popiskiwanie i głęboka bruzda troski przecięła jego ogorzałe czoło. "Pewnie jakieś zbłąkane maleństwa kręcą się tu samotne" - pomyśał - "Czas po raz kolejny udowodnić swą szlachetność - i pomóc w potrzebie!". - Hop hop! - zawołał. Lemingom nie trzeba było dwa razy powtarzać...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka