Minęły dwa lata.
Od katastrofy nie napisałem na jej temat ani jednej notki. Nie żebym nie miał o czym. Po prostu nie chciałem aby niosły mnie emocje choć pomijając wzgledy pozamerytoryczne, czysto ludzkie, często powodowane wrzutkami materiałów z nieweryfikowalnyh źródeł rzeczowych wątków było tyle, że można było śmiało wysmażyc notek i setkę. Co wielu dziennikarzy zawodowych i społecznych uczyniło.
Było to tym prostsze, że cała sprawa od samego początku pachnie nieprzyjemnie najdelikatniej rzecz ujmując. A oficjalne publikatory przez długi czas karmiły nas masą bredni, od pancernej brzozy zaczynając na pijanym generale Błasiku znalezionym w kokpicie (choć o ile wiem do dziś nie wiadomo gdzie sie podział kokpit) kończąc.
Ale wstrzymywałem się. Czekałem az będzie wiadomo coś więcej. Rzeczowo, konkretnie. Aby nie taplać się w metnej wodzie domyslów i stanąc na twardym gruncie argumentu.
I po dwóch latach od katastrofy jest problem, bo konkretów nie ma. W kazdym razie nie takich, jakich wyglądałem. Ba, ubywa ich. Bo na miejsce seryjnie obalanych wirtualnych konkretów dostarczonych nam przez MAK i rząd III RP - o generale Błasiku, o naciskach, o tytanowej brzozie, o przekopaniu terenu katastrofy na głębokość jednego metra, o rzetelnej sekcji zwłok ofiar, o wysokoscioomierzu, o idiocie ze sklonnościami samobójczymi za sterami Tupolewa a ostatnio nawet i to, że na lotnisku Siewiernyj nie było żadnej aparatury pozwalającej kontrolerom lotów na monitorowanie podchodzącego do ladowania samolotu nie pojawiaja się żadne nowe. Lista pytań miast się kurczyć - rośnie. Watpliwości miast ubywać - przybywa. Efekt jest taki, że zadnej teorii, żadnego hipotetycznego scenariusza zdarzeń z 10/04/10 nie mozna pominąć. I jak tu merytorycznie dyskutować?
Jakimi argumentami sie podpierać?
Co przyjąć za pewnik?
Jak na razie pewne jest jedno - Katastrofa w Smoleńsku tonie we mgle. Mgle kłamstw, wirtualnych faktów i wrzutek bez znaczenia adresowanych do co bardziej bezmyślnej części odbiorców mających na celu najwyraźniej zmęczenie publiczności i zniechęcenie jej do interesowania się tematem. Mgle kłamstw tak bezczelnych, że nie sposób nie reagowac na nie emocjonalnie. To jest jedna z tych spraw, wobec których jedynie łajdak nie byłby furiatem. Ale pewne jest jeszcze coś: Chociaż nie znamy szczegółów tragedii, choc nie wiemy czy 96 osób na pokładzie prezydenckiego Tu-154 padło ofiarą zamachu czy wypadku, choć nie wiemy jakie - w przypadku wariantu zamachu - były motywy zbrodni i kto mógłby je mieć wiemy jedno: Wiemy z grubsza, kto kłamie. I tego dziś należy się trzymać - nici kłamstw. Bo podobnie jak to ma miejsce w przypadku zbrodni także kłamstwo ma motywy. Nie klamie się bez powodu.
I następstw.
Bo następstwa polityczne sa moim zdaniem nieuniknione. Tak było kiedyś - nie wierzę bowiem, ze katastrofa w Gibraltarze nie miała niczego wspólnego z konferencją teherańską gdzie sowietom zagwarantowano Kresy.
I teraz też będą. Prędzej albo później.