Sporo ostatnio pisze się o skazaniu Beaty Sawickiej która jak wszyscy zapewne pamietamy, została ofiara uwiedzenia i prowokacji ze strony CBA. pamiętamy to doskonale, bo przecież chyba kazdy widział zapłakane oblicze członkini partii-za-chwilę-rządzącej i łamiący się głos jej skrzywdzonej niewinności - w końcu podobnie jak Barbara Blida padła ofiarą złamania przez PiS Konstytucji RP. Nie, nie tej wielostronicowej, opublikowanej na stronach Sejmu, Prezydenta i gdzie tam jeszcze da się ją opublikować. Nie tej gwarantującej społeczną gospodarke rynkową opartą na sprawiedliwości społecznej zamiast kapitalizmu, prawo kazdego obywatela do bycia inwigilowanym na kazdym kroku i prawo kazdego komunistycznego donosiciela do pozostania anonimowym ale tę drugą, te własciwą, niepisaną, krótką, zwięzłą i wyczerpującą kwestie stosunków pomiędzy przedstawicielami kast uprzywilejowanych, którą wyartykułował Stanisław Michalkiewicz na jednym ze swych odczytów:
"My nie ruszamy Waszych, wy nie ruszacie Naszych"
I do tej pory funkcjonowało to znakomicie, za modelowy przykład niech służy praca pani minister Piwnik (powołanej przez Leszka Millera - SLD) przy "wyjaśnianiu" afery FOZZ która jak pamiętamy gruchnęła za rządów "pre PO" która zakończyła się pełnym sukcesem - skazaniem płotek. Pieniądze się nie znalazły. Okoliczności śmierci Michała Falzmanna i Waleriana Pańki oraz policjantów którzy pierwsi przybyli na miejsce katastrofy limuzyny Pańki także nie zostały wyjaśnione, ale wyroki zapadły - Grzegorz Żemek i Joanna Chim zostali skazani za FOZZ i za inne oszustwa co w przypadku Chim zaowocowało przedterminiowym zwolnieniem w roku 2008 - niemniej sprawiedliwości stało się zadość, w końcu żyjemy w państwie prawa a nie w jakimś postkolonialnym bantustanie, nieprawdaż?
Potem przyszła afera Rywina. Wiecie, ta, kiedy Rywin sam siebie i we własnym imieniu wysłał do Michnika po dotację. Michnik co prawda okazał się człowiekiem łagodnego serca i przez pół roku przemawiał Rywinowi do rozsądku, ale w końcu doszedł do barejowskiej konstatacji: "cham sie uprze i mu daj" i wobec kleski programu "recocjalizacji ad hoc" zmuszony był napisać artykuł. I Rywin - jak poprzednio Żemek i Chim tez dostał co mu się nalezało.
Sprawiedliwie.
A potem przyszedł PiS i sprawy Blidy, Leppera i Sawickiej. Nie jak dotąd okołopolitycznych "cwaniaczków" ale ludzi będących w jądrze wydarzeń politycznych kraju.
O Barbarze Blidzie i Lepperze napisano juz chyba wszystko, zreszta w moim odczuciu te osoby nie były tak zanczące w świecie polskiej "polityki" jak Beata Sawicka - pochodząca z Dolnego Śląska, z "twardego jądra PO", wcześniej wraz z Mirosławem Drzewieckim instruująca robiących za "słupy" (czyli udostępniających swe rachunki bankowe na przelewy za fikcyjne zlecenia) studentów w czasie śledztwa które wszczęto za rządów PiS w sprawie... Okradania PO! I co ciekawe, wysocy wówczas rangą członkowie PO, bo przecież ani Sawicka ani Drzewiecki to nie były hetki-pętelki robili co można aby winni nie zostali znalezieni (a ponoć głównym podejrzanym w tej sprawie był osobisty sekretarz Grzegorza Schetyny, Marcin Rosół (tak tak, ten sam).
Tak więc widzimy, iz Beata Sawicka to nie był byle kto.
I oto nagle zjawił się u niej nieznany młodzieniec który złamał jej serce, uwiódł a na koniec dał harmonię pieniędzy na załatwienie sprawy.
Po czym założył obraczki. Nie, nie złote na serdeczny paluszek posłanki jedną a na swój drugą. Na nadgarstki. Złączone łańcuszkiem. Hartowanym.
I wtedy gruchnęła afera. Dlaczego? Tu juz zaczynają się moje domysły. Pierwsza sprawa to czas: kampania wyborcza 2007. Czas nie był szczególny do przeprowadzenai tego typu akcji biorąc pod uwagę, że z aresztowaniem podejrzanego o korupcję Tomasza Lipca czekano do po wyborach czego opinia publiczna, abstrahując od faktu że na ludzkich nizinach też kazdy orze jak może nie przegapiła. Ale to drobiazg: Wazniejsze moim zdaniem jest cos innego - otóż według mnie kazdy, kto wchodzi w korupcyjny interes ma odsiadkę wkalkulowaną w koszty. Jak pisałem - żyjemy w państwie prawa a nie w bantustanie. Cala sztuka polega na tym, że jak juz wpadniemy i dostaniemy te 3-5 lat do odsiedzenia, to mamy z biznesu zachomikowane tyle, że do końca życia starczy nam i naszej rodzinie. Czyli pełne zabezpieczenie na przyszłość, a później, po wyjściu z paki (oczywiście przedterminowym za dobre sprawowanie lub w ramach ułaskawienia) możemy spokojnie zrezygnowac z uprawiania polityki bo mamy środki i możemy byc rentierem albo załozyć jakis lukratywny biznes, zwłaszcza że znajomości i kontakty zostaja takie, jakie były.
I tu pojawia sie tytułowy błąd w Matrixie, czyli osoba Mariusza Kamińskiego który cały mechanizm tego typu akcji ustawił w taki sposób, aby do kasy firmy wróciło tyle samo pieniędzy ile z niej wyszło na "kontrolowany zakup". Czyli z całej tej afery Sawickiej nie zostało nic, a w ramach premii trzy lata odsiadki i grzywna.
Granda a nie organy ścigania, prawda?
Totez nie dziw, że po recydywie, czyli hazardowej gdzie znów główne role odegrały kluczowe osoby PO i żeby było śmieszniej - znów z Dolnego Śląska (polecam rozmowę z Grzegorzem Braunem na temat "Układu Wroclawskiego") trzeba było z Kamińskim zrobić porządek.
Żeby nie było więcej ans...