Andrzej Zbierzchowski Andrzej Zbierzchowski
333
BLOG

Huzia na wyszczerzonego polskiego antysemitę!

Andrzej Zbierzchowski Andrzej Zbierzchowski Polityka Obserwuj notkę 16

Wydanie książki "Strach" J. T. Grossa wywołało zrozumiale poruszenie w Polsce. Ludzie, których przodkowie ginęli w II Wojnie Światowej a tacy byli w każdej polskiej rodzinie są oburzeni tym, iż wydaje się antypolskie paszkwile i mają calkowitą rację, mało kto jednak wie dlaczego doszło do np. "Pogromu Kieleckiego". Ja do niedawna także nie wiedziałem, jednakże nawet w braku wiedzy na ten temat dzisiejszy wpis pani Anny Mieszczanek wzbudziłby moje nawyższe zdumienie - tym bardziej teraz, kiedy wiem jak to było i kto za tym stał nie mogę uwierzyć w to, co napisała Polka na temat swojego kraju. Bo w to po prostu nie chce się wierzyć.

Owszem, w czasie Drugiej Wojny Światowej ujawniły się jednostki podłe, jednostki wykorzystujące zaistniałą sytuację do nabijania sobie kabzy - szmalcownicy, konfidenci Gestapo. Byli oni jednak marginalni. Mnóstwo ludzi zaangażowanych było w ratowanie Żydów z holocaustu, mnóstwo spośród tych ludzi przypłaciło swoje poświęcenie życiem, mordowano też rodziny i sąsiadów o czym pisał niedawno na swoim blogu Maciej Eckardt . Jeśli po wojnie były jakieś spontaniczne ruchy antyżydowskie to jedynie werbalne i wynikały one zazwyczaj z tego prostego faktu, że Sowieci w rządzie który przywlekli Polsce na smyczy wprost z Kremla a niekiedy ze swoich łagrów umieścili Żydow - że wspomnę choćby Hilarego Minca - od planowania czy Jakuba Bermana nadzorującego bezpiekę (w której także było sporo Żydów, z Fejginem na czele).

To, co się dzialo w Polsce po II Wojnie Światowej jbyło okryte zasloną milczenia lub sprzecznych przecieków. Komuniści dbali o to, aby do opinii publicznej nie przeniknęły żadne niewygodne informacje, karmiono ją natomiast dezinformacją mającą na celu utrzymanie ludzi na dystans a jednocześnie skanalizowanie ich niezadowolenia. Ściek na frustrację był ten sam co w hitlerowskich Niemczech: Żydzi (polecam lekturę "Rozmów z Hitlerem" Hermanna Rauschninga).

Co się wydarzyło w Kielcach 4 lipca 1946 roku? Przeczytajmy wywiad z autorem książki "Umarły Cmentarz" Krzysztofem Kąkolewskim który przeprowadził dziennikarz Dziennika Polskiego:

To Moskwa zaplanowała ten mord

 

Rozmowa z KRZYSZTOFEM KĄKOLEWSKIM, autorem "Umarłego cmentarza", książki o zbrodni dokonanej na Żydach w Kielcach 4 lipca 1946 r.

 

Fot. Adam Urbanek (PAP)
Krzysztof Kąkolewski na zdjęciu z 1996 r.

 

 

- O tym, co zdarzyło się 4 lipca 1946 r. w Kielcach, mówi się: pogrom kielecki. Czy słusznie?

- To nie był pogrom, czyli wymordowanie przez mieszkańców Kielc przebywających w tym mieście Żydów, ale pacyfikacja z udziałem sił wojskowo-milicyjnych.

- A jaki był udział mieszkańców Kielc w zabiciu 41 lub 43 Żydów i zranieniu około 100?

- To była operacja militarna przeprowadzona przez siły podległe komunistom bez udziału ludności cywilnej.

- Ale nawet powszechnie szanowani historycy, np. prof. Wojciech Roszkowski, prof. Jerzy Eisler czy prof. Andrzej Paczkowski, piszą, że to mieszkańcy Kielc wymordowali około 40 Żydów.

- Tak zwany pogrom kielecki badałem przez kilkanaście lat. O ile wiem, żaden ze wspomnianych historyków nie zajmował się nim. Ich przedstawienie wydarzeń z 4 lipca 1946 r. w żaden sposób nie odbiega od interpretacji, którą jeszcze tego samego dnia, czyli 60 lat temu, komuniści narzucili Polakom i niemal całemu światu. Niestety, rzetelna wiedza o tym, co wydarzyło się wtedy w Kielcach, była i jest nikła. Dotyczy to również zdecydowanej większości historyków czasów najnowszych. Gdy mówi się lub pisze o tzw. pogromie, to błąd goni błąd, a brak elementarnej wiedzy jest przerażający.

- Proszę o przykłady.

- Zacznę od tego, że zabitymi nie byli rodowici mieszkańcy Kielc żydowskiego pochodzenia (jak wynika z danych Ministerstwa Administracji Publicznej, 13 stycznia 1946 r. ludność żydowska skupiona była w 9 miejscowościach w województwie kieleckim, a w sumie liczyła 1300 osób - red.). Jedynymi kieleckimi Żydami, którzy zginęli 4 lipca, była pani Fischowa i jej dziecko, zabici przez milicjanta Mazura.

- To kim byli zamordowani?

- Żydami, którzy po wojnie przyjechali do Kielc, głównie ze Związku Sowieckiego, w tym z ziem wschodnich II RP, z zamiarem opuszczenia ich po krótkim pobycie. Większość z nich chciała wyjechać z Polski, przede wszystkim do Palestyny. Mieszkali w domu przy ul. Planty 7. Był to duży budynek, podzielony na dwie części: "lepszą" i "gorszą". W tej pierwszej mieszkał "kwiat" kieleckiego Urzędu Bezpieczeństwa i partii (PPR), w tym wiele osób żydowskiego pochodzenia. W drugiej - Żydzi, dla których pobyt w nim miał charakter przystanku, byli tam po prostu skoszarowani. Na ogół dość dobrze mówili po polsku, trudnili się w większości handlem i rzemiosłem. Część z nich była ortodoksyjnymi Żydami, część kibucnikami, a jeszcze innych określiłbym mianem syjonistów, czyli zwolenników utworzenia państwa żydowskiego. Zauważę, że gdyby doszło do prawdziwego pogromu, to tłum rozprawiłby się z Żydami zarówno z części "lepszej", jak i "gorszej". Tymczasem do walki, bo to była walka, choć bardzo nierówna, doszło jedynie w części "gorszej".

- Jak przebiegały wydarzenia?

- Należy zacząć od Henia Błaszczyka, który był wtedy niespełna 9-latkiem. Dziecko miało zaginąć 1 lipca i odnaleźć się 3 lipca wieczorem. O jego zaginięciu ojciec Walenty Błaszczyk poinformował milicję dopiero wtedy, gdy syn się odnalazł. Nazajutrz, 4 lipca, po godz. 8 rano pomaszerował z Heniem, swoim sąsiadem Antonim Pasowskim oraz jego szwagrem Dygnarowiczem, do siedziby I komisariatu MO w Kielcach, by poinformować o zaginięciu syna. Ojciec powiedział, że syn został porwany przez Żydów i przebywał w podziemiach kamienicy przy ul. Planty 7. Miano na nim dokonać rytualnego mordu, zakończonego wytoczeniem krwi, która posłużyłaby do wyrobu macy. Chłopcu udało się jednak uciec. Henio potwierdził słowa ojca, agenta UB. Współpracownikami UB byli również Pasowski i Dygnarowicz. Nie zadbali nawet o to, by sprawdzić, czy kamienica przy ul. Planty 7 ma piwnice. A nie ma.

- Milicjanci uwierzyli?

- Nie wykluczam, że część z nich mogła wierzyć w wersję Henia, ale z pewnością nie komendant komisariatu sierżant Edmund Zagórski, który to stanowisko objął 3 czerwca 1946 r. Z reguły na interwencje milicja wychodziła wówczas w 2- lub 3-osobowym składzie. W tym przypadku było inaczej. Przez miasto ruszyła grupa 14 milicjantów, w mundurach lub po cywilnemu, Henio, jego ojciec, Pasowski oraz Dygnarowicz. Szli ul. Sienkiewicza, główną ulicą Kielc, zatrzymując przechodniów i ogłaszając, że ten oto chłopczyk, wskazując na Henia, uciekł z rąk Żydów, którzy mieli go zabić, a jego krew przeznaczyć na macę. Krzyczano, że 11 innym dzieciom Żydzi wytoczyli już krew.

- Jak reagowali mieszkańcy Kielc?

- Widząc, że milicja nie tylko zwraca się do nich w normalny sposób, bez gróźb, ale wręcz zachęca do pójścia ze sobą, szli zaskoczeni i zaciekawieni. Przypomnę, że w tamtych czasach gromadzenie się nawet grupy 3 - 5 osób powodowało legitymowanie, rewizję osobistą lub zatrzymanie. Zgromadzenia były surowo karane. Istotne jest też zdanie sobie sprawy z tego, że kielczanie musieli być mocno zdumieni zachowaniem milicjantów.

- Dlaczego?

- Byli oni bowiem powszechnie uważani za sprzymierzeńców czy raczej sługusów reżimu, na czele którego, jak sądzono, stali ludzie pochodzenia żydowskiego. Ci kielczanie, którzy słyszeli zachęty milicjantów, nie mogli zatem pojąć, dlaczego akurat oni występują przeciwko Żydom, skoro Żydów jest pełno - jak uważano - na czele partii i UB.

- Gdzie, zdaniem Pana, przebywał pomiędzy 1 a 3 lipca 1946 r. Henio Błaszczyk?

- We własnym domu, gdzie ojciec, Pasowski i Dygnarowicz uczyli go, co ma mówić na komisariacie.

- Skoro, jak Pan twierdzi, to nie był pogrom, a operacja wojskowo-milicyjna, to musiała być zaplanowana?

- Na długo przedtem, zanim z I komisariatu MO wyszedł pochód milicjantów wraz z Heniem, wojsko i Urząd Bezpieczeństwa byli w stanie gotowości bojowej. Przed gmachem UB przy ul. Focha stanęły oddziały 4. pułku piechoty. Jego żołnierzom powiedziano wtedy, że przy ul. Planty Żydzi przetrzymują i mordują dzieci.

- Kto kierował akcją?

- Mózgiem całej operacji byli funkcjonariusze NKWD, przede wszystkim mjr Michaił Aleksandrowicz Domin, Dyomin czy Demin, bo występuje w źródłach pod różnymi nazwiskami, z Jewsekcji, komórki NKWD zajmującej się kwestiami żydowskimi. Bezpośrednio akcją - z balkonu - kierował mjr Władysław Spychaj, który zmienił nazwisko na Sobczyński. Był on agentem sowieckim przed wojną, a w czasie okupacji działał zarówno na rzecz Gestapo, jak i NKWD, z tym że najcenniejsze informacje przekazywał Sowietom, był zresztą oficerem NKWD. Sporo do powiedzenia miał też Adam Humer.

- Ten sam, który w latach 90. miał głośny proces za zbrodnie komunistyczne i został w nim skazany?

- Ten sam, ale dodam, że Humer w ogóle nie był sądzony za zbrodnie w Kielcach. Ja z nim rozmawiałem na początku lat 90., gdy jeszcze jego nazwisko nie było głośne. Oficjalnie Humer został skierowany do Kielc, by nadzorować referendum, które odbyło się 30 czerwca 1946. W czasie tzw. pogromu instruował swoich podwładnych, kogo mają aresztować, by potem skazać na śmierć.

- Mjr Dyomin do Kielc przybył na kilka miesięcy przed 4 lipca 1946 r. (wyjechał stamtąd 2 tygodnie później). Jaki był udział Sowietów w zbrodni kieleckiej?

- Nie ulega dla mnie wątpliwości, że kluczowy. To Moskwa zaplanowała i przygotowała ten mord. Jej wykonawcami byli Polacy służący w UB, MO oraz ORMO. W akcji brały udział także jednostki sowieckie, bo i ich wojsko oraz aparat bezpieczeństwa przebywali w Kielcach. W sumie, jak obliczyłem, w akcji udział wzięło co najmniej 395 funkcjonariuszy z różnych formacji.

- Czy próbował Pan dotrzeć do archiwaliów rosyjskich dotyczących tzw. pogromu kieleckiego?

- Oczywiście. Zwracałem się w tej sprawie do prokuratora generalnego Federacji Rosyjskiej oraz do organizacji Memoriał zajmującej się zbrodniami komunistycznymi. Nie otrzymałem jednak odpowiedzi ani od prokuratora generalnego, ani od Memoriału, co - w tym przypadku - mocno mnie dziwi.

- Jeśli mord kielecki był dziełem Rosjan, to kto był mocodawcą?

- Znając realia panujące wtedy na Kremlu, to nie mogłoby do niego dojść bez wiedzy i zgody Stalina. W interesie generalissimusa było obarczenie winą narodu polskiego, pokazanie obywatelom świata zachodniego, jakimi to zbrodniczymi antysemitami są Polacy. Przyznać muszę, że ten zabieg w dużej mierze Moskwie się udał. Przypomnę, że 4 lipca przypada święto narodowe Stanów Zjednoczonych. 60 lat temu w ambasadzie USA w Warszawie zebrało się spore grono, w tym dziennikarze z krajów zachodnich, bo wtedy jeszcze żelazna kurtyna była uchylona. W czasie przyjęcia do zgromadzonych w ambasadzie amerykańskiej dotarła informacja, że Polacy mordują Żydów. Jeszcze tego samego dnia w świat poszła o tym wiadomość, która dla Polski miała tym bardziej fatalne skutki, że świeżo w pamięci była zagłada Żydów w czasie wojny. Przekaz, który Sowieci posłali na Zachód, miał dowieść, że najpierw Niemcy, a teraz Polacy mordują Żydów. Jeśli Zachód chce temu zaradzić, to powinien zostawić nasz kraj w sowieckiej strefie wpływów. Dodam, co jest również ważne, że tego samego dnia trybunał norymberski zajmował się sprawą zbrodni katyńskiej, która miała zostać przypisana Niemcom.

- Wiąże Pan mord w Katyniu ze zbrodnią w Kielcach?

- Tak, bo oba te straszne wydarzenia zostały powiązane ze sobą 60 lat temu. Kiedy 4 lipca w procesie norymberskim prokuratorom sowieckim nie udało się przekonać Zachodu, że Katyń był dziełem Niemców, to Moskwa musiała znaleźć równoważną, kompensującą przegraną dla nich w Norymberdze sprawę. Było nią oskarżenie nie Polaków, ale "tłumu", "motłochu", choć żaden tłum nie uczestniczył w strzelaninie przy ul. Planty. Jednak te dwa obraźliwe określenia rzutowały na postawę i zachowanie się wszystkich mieszkańców Kielc, a oni stanowić mieli reprezentatywną grupę Polaków.

- A jaki był udział polskich komunistów w tzw. pogromie kieleckim? Za UB w Biurze Politycznym odpowiadał wtedy Jakub Berman.

- Berman sam bał się, że jako Żyd może paść ofiarą, bo przecież Stalinowi i części polskich komunistów chodziło również o zastraszenie działaczy partyjnych żydowskiego pochodzenia. Mam zeznania jego asystenta, który zapewniał mnie, że Berman piekielnie bał się wówczas o siebie. Wierzę mu.

- A Bierut lub Gomułka mogli wiedzieć o planach sowieckiej prowokacji w Kielcach?

- Jest to bardzo mało prawdopodobne. Wydaje mi się, że NKWD i kierownictwo w Moskwie nie poinformowałoby nawet Bieruta, a tym bardziej Gomułki z obawy, że chcieliby się wtrącać, a czas akcji miał dla Kremla duże znaczenie.

- Powrócę do kwestii udziału mieszkańców Kielc w tzw. pogromie. Powiedział Pan, że w nim nie uczestniczyli. Tymczasem raz po raz powtarzana jest teza o tym, że to wielotysięczny tłum mordował i grabił Żydów w Kielcach, ponadto to przecież sami milicjanci przyprowadzili kielczan pod dom przy ul. Planty.

- Owszem, tłum się zgromadził, ale liczył około 100-120 osób. Byli to gapie, oddaleni od domu przy ul. Planty 7 co najmniej o 100 metrów, m.in. dlatego, że ulica po dotarciu tam oddziałów milicji została zablokowana. Ponadto, gapie, gdy tylko wybuchały kolejne strzelaniny, bo Żydzi bronili się, rzucali się do ucieczki w dół ul. Sienkiewicza, po czym, gdy strzelanina ucichała, część z nich wracała. Kiedy ponownie rozległy się strzały, znów rzucili się do ucieczki. Gdy pewna grupa lewicowo nastawionych kielczan przepraszała światową społeczność żydowską za to, że "nasi ojcowie, bracia i sąsiedzi, mordowali Żydów 4 lipca", to napisałem do nich list. Prosiłem w nim, by wskazali, którego z nich ojciec, brat lub sąsiad zabijał, z prośbą o podanie nazwisk i - o ile to możliwe - adresów. Tłumaczyłem, że byłyby to bezcenne informacje dla prokuratury i sądów, tym bardziej że nikt ze skazanych w procesie kieleckim i rozstrzelanych, nie brał udziału w zbrodni. Do dzisiaj nie doczekałem się odpowiedzi.

- A kiedy zakończyła się walka czy raczej rzeź Żydów, to kto uczestniczył w grabieniu zmarłych i rannych?

- Ci, którzy z nimi walczyli, to jest UB, wojsko i inne formacje komunistyczne, które zdobywały kamienicę przy ul. Planty 7. Mieszkańcy Kielc nie mogli wejść do budynku, ponieważ po walce był otoczony i zabezpieczony przez funkcjonariuszy reżimu.

- Jaki był stosunek kielczan do Żydów?

- Panował lęk przed Żydami, który bardzo się zaostrzył w latach 1944-1945, gdy okazało się, że Stalin posługuje się komunistami żydowskiego pochodzenia w dążeniu do pacyfikacji Polski.

- 4 lipca 1946 r. mieszkał Pan w Kielcach. Co Pan pamięta z tego dnia?

- Mieszkałem z mamą w dwupokojowym mieszkanku, około 350 metrów w linii prostej od ul. Planty. Obudziły mnie strzały. Potem przybiegł do mnie kolega, informując, że w mieście toczą się walki. Kiedy wyszedłem z domu, właśnie koło mnie przechodziła kompania Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. W tym samym momencie dopadła mnie matka i wepchnęła do bramy, mówiąc, że jeżeli nie wrócę do domu, to ona odejdzie i nigdy nie wróci. Jej słowa potraktowałem bardzo poważnie. Zrobiłem, jak kazała. Potem mocno przeżywałem tragedię Żydów w Kielcach.

- Tak zwany proces kielecki zakończył się skazaniem 9 osób na śmierć. Kim byli skazani?

- Żaden z nich nie był winny mordowania Żydów przy ul. Planty. Tylko jeden z licznej grupy funkcjonariusz znalazł się wśród oskarżonych. Ale akurat on nie był winien niczyjej śmierci ani zranienia. Przypomnę, że zanim zapadł wyrok, pluton egzekucyjny już czekał na wykonanie swojego zadania.

Rozmawiał: WŁODZIMIERZ KNAP

Mam nadzieję, że lektura powyższego co nieco wyjaśni. Od siebie dodam zaś, że Naród Polski jest narodem niezwykle wielkodusznym - ktoś inny po wyczynach panów pokroju Fejgina, Humera, Różańskiego, Bermana, Morela, Wolińskiej czy Minca wybrukował by głowami komunistów ulice wszystkich miast a w Polsce? W Polsce ci ludzie spokojnie chodzili po ulicach. Gdzie ten "Strach" panie Gross? No gdzie?

O, jakże szybko nastrój prysnął wzniosły! Albowiem w kraju tym zaczarowanym gdzie – jak w złej bajce – ludźmi rządzą osły jakież tu mogą być właściwie zmiany? Tu tylko szpiclom coraz większe uszy rosną, milicji – coraz dłuższe pałki, i coraz bardziej pustka rośnie w duszy, i coraz bardziej mózg się robi miałki. Tu tylko może prosperować gnida, cwaniak i kurwa, łotr i donosiciel... Janusz Szpotański (ok. 1975) Kłamstwo nie staje się prawdą tylko dlatego, że wierzy w nie więcej osób. — Oscar Wilde Madness Of The Crowds - Helloween Sightless the one who relays on promise Blind he who follows the path of vows Deaf he who tolerates words of deception But they who fathom the truth bellow Shout! Shout! The madness of the crowds hail insane The madness of the game Guilty the one with his silent knowledge Exploiting innocence for himself Dangerous he whom our faith was given Broad is the road leading straight to hell Shout! Shout! The madness of the crowds hail insane The madness of the game Dangerous he whom our faith was given Broad is the road leading straight to hell Shout! Shout! The madness of the crowds hail insane The madness of the game „...czasem mam ochotę powiedzieć prawdę, ale to zabrzmi dziwnie, w tej mojej funkcji mówienie prawdy nie jest cnotą, nie za to biorę pieniądze, i nie to powinienem tu robić” Donald Tusk, Przekrój nr 15/2005 Lemingi maszerują do urn Tam gdzie gęsty las, a w lesie kręta ścieżyna kończą się raptownie, zaczyna się ogromne urwisko. Stromy, idealnie pionowy brzeg opada ku skłębionemu morzu parskającemu bryzgami piany i bijącemu wściekle o skały. Nad tą przepaścią siedziały beztrosko dwa lemingi i wesoło majtały nóżkami. - No i widzisz? - mówi jeden - Wiele nas to kosztowało, balansowaliśmy na granicy instynktu i zdrowego rozsądku, walczyliśmy z nieznaną siłą, na naszych oczach tysiące pobratymców runęło w dół ale my nie! Nam się udało! Jesteśmy ostatnimi żyjącymi przedstawicielami gatunku. Jesteśmy debeściaki hi hi hi... Tymczasem nieopodal, uważnie przepatrując knieję, przedzierał się przez gąszcze strażnik leśny Edward - przyjaciel i niezastąpiony opiekun wszystkich leśnych stworzeń. Właśnie usłyszał dziwne popiskiwanie i głęboka bruzda troski przecięła jego ogorzałe czoło. "Pewnie jakieś zbłąkane maleństwa kręcą się tu samotne" - pomyśał - "Czas po raz kolejny udowodnić swą szlachetność - i pomóc w potrzebie!". - Hop hop! - zawołał. Lemingom nie trzeba było dwa razy powtarzać...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka