Długo czekałem aby napisać te notkę - wcześniej nie mogłem, bo wcześniej żadna sondażowa nie chciała dać PiS-owi jakiejkolwiek, choćby małej przewagi nad PO a w takiej sytuacji trudno mówić o istocie instytucji zwanej sondażownią - grozi zakrzyczeniem, zarzutem frustracji i czego tam jeszcze kto sobie życzy. Do prezentacji poglądu muszą być spełnione pewne kryteria, zaistnieć pewne okoliczności. I takie okoliczności właśnie zaistniały. A nawet skumulowały się, bo zanim jeszcze nastał "ten dzień" w sieci zrobiło się głosno o inicjatywie "Zmieleni" Pawła Kukiza promującej Jednomandatowe Okregi Wyborcze.
Ale po kolei.
Europoseł Janusz Wojciechowski na swoim blogu napisał był w dniu dzisiejszym tak:
Padły jak muchy dwa mity dotyczące PiS
(...) Oba te mity padły wczoraj jak muchy – Prawo i Sprawiedliwość, z Jarosławem Kaczyńskim na czele, ma już 39 procent poparcia, a to dopiero początek przełomu w świadomości Polaków.
Panie (euro)pośle! Obydwa wymienione przez Pana mity padły dlatego że powstały i obydwa padły za przyczyną tej samej maszynerii która je wykreowała a więc pchania ludziom do łbów ciemnoty wszelkimi możliwymi sposobami. Czy może Pan zaręczyć, że nadal nie pchają nam ciemnoty? Czy istnieje jakikolwiek (poza wyborami, które czekają nas w roku 2015) sposób weryfikacji doniesień, że oto na PiS gotowych jest głosować 39% uprawnionych do głosowania? Jaka jest gwarancja, że te wyniki sondażowe nie są - jak wiele innych dotąd - wzięte z czapki?
Moje zdanie jest takie: Publikacji sondaży należałoby zakazać. Po pierwsze dlatego, żeby pomóc ludziom mieć własne zdanie. Po drugie dlatego, że owe publikacje nie niosą z sobą niczego innego niż mieszanie wyborcom w głowach a politykom dostarczają tylko i wyłącznie nieuzasadnionego samozadowolenia, prowadzą do spoczynku na laurach a na to dziś, w sytuacji, w jakiej obecnie znajduje się Państwo Polskie na żadne samozadowolenia nie ma zwyczajnie miejsca. Nie ten czas, nie te realia. Pisze Pan o przełomie – o jakim przełomie można mówić po 45 latach PRL (chciałem napisać, że komunizmu, ale to miało tyle samo wspólnego z komunizmem co dzisiejszy biurokratyczny moloch z kapitalizmem – ot, dwa opresyjne oligopole, tylko w innych wdziankach a śmiem twierdzić, że tamten traktował ludzi poważniej bo wtedy za nieprawomyślność szło się siedzieć a dziś z nieprawomyślnych robi się idiotów) i dodatkowo 23 latach tzw. „Wolnej Polski”. Przełom? Okaże się przy urnach. Za trzy lata. Do tego czasu wszystko może się jeszcze dziesięć razy pozmieniać. I na pewno będą zmiany – bo jak mówi stara mądrość „wiele się musi zmienić żeby wszystko mogło zostać po staremu”. Pan zobaczy, ile trzeba było zmienić przy okrągłym stole i w Magdalence żeby nie tykać Jaruzelskiego, żeby nie ruszać Kiszczaka, żeby oficerowie prowadzący i ich konfidenci mogli spokojnie funkcjonować w nowych realiach. Przełomu nie było. A skoro wtedy przełomu nie było to jakiego przełomu oczekiwać teraz? Mamy utrwalone status quo którego wszyscy – od SLD z lewej do PiS z prawej - wydają się pilnować i tyle.
Druga sprawa w kontekście świadomości Polaków i ewentualnego przełomu w tejże (a także przy okazji watku zmian aby wszystko mogło byc po staremu) to akcja Kukiza. Sam Paweł Kukiz – cóż. Osobiście nic do niego nie mam, ale zastanawia mnie, dlaczego robi akcje promująca JOW-y akurat teraz, kiedy okazało się po „Eksperymencie Senat” z ubiegłego roku że ta opcja w Polsce nie działa wbrew zaklęciom jej orędowników. Kto ma pojecie o psychologii tłumu i komu idealizm nie przesłania zdrowego rozsądku ten wiedział od razu że to nie zadziała – wystarczy popatrzeć jak glosują ludzie i jakie batalie toczą się w partiach politycznych o jak najwyższe miejsce na liście wyborczej. Ogromnej grupie ludzi jest DOKŁADNIE obojętne czy dadzą krzyżyk Ferdkowi, Cycowi, Boczkowi czy Paździochowi – grunt, żeby był z ... (tu wpisz nazwę ulubionej partii). Nawiasem mówiąc zastanawiam się jak zamierzają to rozwiązać zwolennicy parytetów skoro jedynka na liście jest tylko jedna i może być na niej albo facet, albo babeczka ale nigdy razem :). Dalej – zwolennicy JOW twierdzą, że ten system glosowania umożliwi zaistnienie w parlamencie kandydatów niezależnych – no to rzućmy okiem na „Eksperyment Senat 2011”:
Miejsc do obsadzenia – 100
Mandatów PO – 63
Mandatów PiS – 31
Mandatów PSL – 2
Obywatele do Senatu – 1
Mandatów niezależnych – 3
Całe trzy mandaty niezależne, przy czym oceńcie sami niezależność Kazimierza Kutza, Marka Borowskiego czy Włodzimierza Cimoszewicza.
Kabaret.
Oczywiście można zaradzić – zakazać kandydatom informowania jaką opcje polityczna reprezentują ale wolę nie myśleć jakie to następstwa przyniesie bo z pewnością będą opłakane. Jak ja to widzę? Najpierw frekwencja – jak ludzie nie będą wiedzieli (a nie będą) na kogo głosować to:
a) nie pofatygują się do urny w ogóle – ma to swoje plusy
b) zagłosują na kogokolwiek. Na przykład na pierwszego na liście.
Tak więc dalsza konsekwencja to zdecydowana przewaga w parlamencie ludzi o nazwiskach zaczynających się na A jeśli listy będą alfabetyczne. Albo innych, jeżeli kryterium kolejności miejsc na liście będzie inne. W każdym razie całkowity przypadek, bo na moje oko tylko około 10% z tych co się na wybory fatygują ma jakiekolwiek pojecie o co w tej zabawie chodzi. Wiele osób idzie na wybory „bo może” - spotkałem się z takim argumentem. Inny argument: „Bo ja na te mordę już patrzeć nie mogę” - i idzie taki zagłosować na kogokolwiek, byle morda przegrała. Tyle że akurat morda zazwyczaj startuje z innego okręgu – i klops.
No to jak z tym przełomem?
Bo ja mówiąc szczerze – słabo to widzę. Słabiutko.
Komentarze