Andrzej Zbierzchowski Andrzej Zbierzchowski
851
BLOG

Jedlicki wiecznie żywy czyli jak stalinizmem smarować tuleje

Andrzej Zbierzchowski Andrzej Zbierzchowski Polityka Obserwuj notkę 1

 Warto oglądac filmy dla dzieci. W przeciwieństwie od większości tych adresowanych do dorosłej publiczności, obfitujących w wybuchy, krew i inne płyny ustrojowe filmy dla dzieci zawsze niosą z soba jakiś przekaz. I tak dziś przypomniała mi się scena z filmu "Auta", w której skazany na prace społeczne za zniszczenie drogi w Chłodnicy Górskiej (Radiator Springs) wyścigowiec Zygzak McQueen zostaje zaprzężony do maszyny do kładzenia nawierzchni i głośno przeklina swój los co burmistrz i sędzia w jednej osobie, Hudson Hornet komentuje usmiechając się wrednie pod nosem: "Muzyka. Lube dźwięki".

Scenka ta przypomniała mi się dziś przed południem, gdy słuchałem sobie w radiowej "Trójce" "śniadania" Beaty Michniewicz. Gdy "lustrowanie rodziny sędziego Tuleyi" nazwano "politycznym i obrzydliwym".

I ja się z tym zgadzam. To JEST i polityczne, i obrzydliwe, a jest tym bardziej polityczne i tym bardziej obrzydliwe im jest bardziej zasadne. Oczywiście zachowując punkt widzenia osób formułujących tego typu stwierdzenia. Bo zastanówmy sie przez chwilę - jak to jest z tym jabłkiem i jabłonią?

Niewątpliwie - i tu nie ma innego wyjścia jak tylko się zgodzić - poglądy czy to polityczne czy to spoełczne nie są dziedziczne. Wychowanie ma pewien wpływ na dziecko, ale nie można zapomnieć (dzieci zazwyczaj nigdy na to nie pozwalają) że kazde dziecko swój rozum ma, obserwuje, analizuje i wyciąga wnioski. Zdecydowanie odpada tu argument "a czy kazde dziecko alkoholika musi być alkoholikiem?" bo dziecko głupie nie będąc dobrze widzi, jakie tatuś czy mamusia żyjący tylko po to żeby byc na huśtawce pomiędzy flekiem i kacem ma z tego profity. I jak bardzo ukochanie napojów wysokoprocentowych utrudnia im życie.

Ale mamusia funkcjonariuszka to juz całkiem inna sprawa. Moze się w wielu sprawach przydać. Tu pogadać, tam załatwić, uczynic życie prostszym, ułatwic osiagnięcie jakichś celów, zostanie kimś. To o wiele prostsze niz mozolne pchanie się przez życie licząc tylko na własne siły. Oczywiście nigdzie nie jest powiedziane, że dzieci MUSZĄ korzystać z protekcji ustosunkowanych rodziców i wiele można znaleźć na to przykładów ale powiedzmy sobie otwarcie: czy gdyby Cezary Gmyz napisał wierutną bzdurę ktokolwiek by się tym przejął? Bzdurami nikt sie nie przejmuje, co najwyzej można Gmyza pozwać i poczekawszy do końca procesu nagłośnić wyrok, bez watpienia skazujący. Ale nie. Nie ma pozwu, jest jedynie wycie - a to o czymś świadczy. Wybuch furii salonu to najdobitniejszy dowód na to że Gmyz trafił w sedno, w czuły punkt. Że to jest droga. Że skoro polski parlament nie jest zdolny do podjęcia męskiej decyzji, decyzji o delegalizacji PRL i uznaniu jej organów władzy i terroru za organizacje przestępcze choc jak pisałem wczesniej, w notce "Jak pies do jeża" tak nalezałoby postapić wzorując się na powojennej denazyfikacji Niemiec, to obowiązek tropienia i ujawniania ciemnych kart historii Polski leży w uczciwych dziennikarzach i zwykłych, nie chcących wiecznego dźwigania pokomunistycznego garbu ludziach. Tych ludziach, którzy coraz liczniej parskaja śmiechem gdy słyszą, jak "elity" podobno "wolnego" kraju zarzucają swoim przeciwnikom metody działania swoich własnych politycznych antenatów jednocześnie nazywając tychże antenatów "ludźmi honoru".

I to jest normalne.

Normalne, bo nie ma takiej granicy śmieszności z jednej strony a zbrodni z drugiej, nie ma takiego Rubikonu którego nie byliby w stanie przekroczyć dla ochrony swojej władzy, majątków i wpływów. Dlatego własnie przywołałem w tytule Witolda Jedlickiego i jego esej pt. "Chamy i Żydy" - traktujący o wojnie frakcyjnej w PZPR po słynnym referacie Chruszczowa potępiającym stalinizm. To jest lektura obowiązkowa, kto czytał ten wie, kto nie czytał - koniecznie nadrobić. Wracając do tego tekstu - jedynego dostępnego obecnie traktującego o stosunkach wewnątrz PZPR końca lat 50 - mam coraz silniejsze wrażenie iż żyję w tamtych czasach. Ludzie inni - ale cele i metody dokładnie te, które wtedy pozwoliły stalinowcom ("Puławianie", "Żydy") oprzeć się "wiatrowi zmian" i ofensywie na fali odwilży frakcji moczarowskiej ("Natolińczycy", "Chamy"). te same mechanizmy wykorzystywane sa i dziś, bez żadnej modyfikacji. Jak skutecznie?

To już zależy tylko od nas. Od tego, jak zareagujemy na po raz kolejny powtórzone w nowej wersji:

SOCJALIZM TAK - WYPACZENIA NIE!

Kupujemy to? Znowu? Który raz?

O, jakże szybko nastrój prysnął wzniosły! Albowiem w kraju tym zaczarowanym gdzie – jak w złej bajce – ludźmi rządzą osły jakież tu mogą być właściwie zmiany? Tu tylko szpiclom coraz większe uszy rosną, milicji – coraz dłuższe pałki, i coraz bardziej pustka rośnie w duszy, i coraz bardziej mózg się robi miałki. Tu tylko może prosperować gnida, cwaniak i kurwa, łotr i donosiciel... Janusz Szpotański (ok. 1975) Kłamstwo nie staje się prawdą tylko dlatego, że wierzy w nie więcej osób. — Oscar Wilde Madness Of The Crowds - Helloween Sightless the one who relays on promise Blind he who follows the path of vows Deaf he who tolerates words of deception But they who fathom the truth bellow Shout! Shout! The madness of the crowds hail insane The madness of the game Guilty the one with his silent knowledge Exploiting innocence for himself Dangerous he whom our faith was given Broad is the road leading straight to hell Shout! Shout! The madness of the crowds hail insane The madness of the game Dangerous he whom our faith was given Broad is the road leading straight to hell Shout! Shout! The madness of the crowds hail insane The madness of the game „...czasem mam ochotę powiedzieć prawdę, ale to zabrzmi dziwnie, w tej mojej funkcji mówienie prawdy nie jest cnotą, nie za to biorę pieniądze, i nie to powinienem tu robić” Donald Tusk, Przekrój nr 15/2005 Lemingi maszerują do urn Tam gdzie gęsty las, a w lesie kręta ścieżyna kończą się raptownie, zaczyna się ogromne urwisko. Stromy, idealnie pionowy brzeg opada ku skłębionemu morzu parskającemu bryzgami piany i bijącemu wściekle o skały. Nad tą przepaścią siedziały beztrosko dwa lemingi i wesoło majtały nóżkami. - No i widzisz? - mówi jeden - Wiele nas to kosztowało, balansowaliśmy na granicy instynktu i zdrowego rozsądku, walczyliśmy z nieznaną siłą, na naszych oczach tysiące pobratymców runęło w dół ale my nie! Nam się udało! Jesteśmy ostatnimi żyjącymi przedstawicielami gatunku. Jesteśmy debeściaki hi hi hi... Tymczasem nieopodal, uważnie przepatrując knieję, przedzierał się przez gąszcze strażnik leśny Edward - przyjaciel i niezastąpiony opiekun wszystkich leśnych stworzeń. Właśnie usłyszał dziwne popiskiwanie i głęboka bruzda troski przecięła jego ogorzałe czoło. "Pewnie jakieś zbłąkane maleństwa kręcą się tu samotne" - pomyśał - "Czas po raz kolejny udowodnić swą szlachetność - i pomóc w potrzebie!". - Hop hop! - zawołał. Lemingom nie trzeba było dwa razy powtarzać...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka